Dawno, dawno temu, na skraju pachnącej łąki, mieszkała mucha imieniem Mania. Była mała, zwinna i… zawsze się spieszyła. Gdy tylko otwierała oczy o poranku, od razu frunęła w wir obowiązków. Najpierw odwiedzała stokrotki, potem przelatywała przez kępy traw, zaglądała do kubków po soku zostawionych przez piknikowiczów, a na koniec jeszcze sprawdzała, czy nie ma gdzieś czegoś słodkiego do zjedzenia.
– Nie mogę stracić ani sekundy! – mówiła Mania, wirując w powietrzu. – Tyle się dzieje, a ja muszę być wszędzie!
Inne owady trochę się dziwiły. Biedronka Basia lubiła siąść na liściu i patrzeć, jak chmury płyną po niebie. Chrząszcz Bonifacy zbierał krople rosy i układał je w błyszczące mozaiki. A Mania? Mania tylko pędziła. Przysiadała na sekundę i już była gdzie indziej.
Pewnego dnia Mania jak zwykle zbudziła się wcześnie rano i ruszyła w drogę. Frunęła z jednego końca łąki na drugi, zaglądała do każdego kielicha kwiatu, obwąchiwała liście i zaglądała przez otwarte okna piknikowego kosza. Gdy słońce wspięło się wyżej na niebie, mucha poczuła, że zaczyna wiać lekki wietrzyk.
– Jeszcze tylko jedna stokrotka, jeszcze tylko jedno kółeczko nad stawem! – wołała do siebie i skręciła gwałtownie w stronę błyszczącej kropelki rosy.
Ale wtedy nagle niebo zawirowało. Wiatr stał się mocniejszy, zakręcił Manią jak liściem, a ona, zamiast bezpiecznie wylądować, wpadła prosto w coś cienkiego i lepkiego.
– Och! Co to…?! – krzyknęła, trzepocząc skrzydełkami.
Zawisła w pajęczej sieci, która rozciągała się między dwoma źdźbłami trawy. Sieć była stara i porwana w kilku miejscach, ale wciąż klejąca i trudna do opuszczenia.
Mania próbowała się wyswobodzić, ale każde jej szarpnięcie tylko bardziej ją oplątywało.
– Co ja teraz zrobię? – pisnęła przerażona.
Rozejrzała się wokół – w oddali dostrzegła pająka, który właśnie zbierał krople rosy z innego rogu swojej pajęczyny.
– Muszę się stąd wydostać, zanim mnie zauważy! – szepnęła.
Zebrała całą swoją siłę, zrobiła kilka sprytnych obrotów, zatrzepotała skrzydłami… i z wielkim „plask!” wypadła na ziemię wprost na miękki mech.
Leżała przez chwilę, zupełnie bez ruchu, oddychając szybko i czując, jak serduszko bije jej jak oszalałe.
– Przesadziłam… – powiedziała do siebie cicho. – Gdybym choć na chwilę się zatrzymała, pomyślała… może by mnie to nie spotkało…
Wtedy z cienia wyłonił się mały ślimak. Miał ciemnobrązową muszlę i łagodne spojrzenie. Poruszał się powoli, zostawiając za sobą cieniutki błyszczący ślad.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho. – Wyglądasz, jakbyś spadła z samego nieba.
– Wpadłam w pajęczynę… – jęknęła Mania. – I to tylko dlatego, że się spieszyłam. Jak zawsze…
Ślimak usiadł obok niej (jeśli można tak powiedzieć o ślimaku) i spojrzał w niebo.
– Wiesz, ja nigdy się nie spieszę – powiedział spokojnie. – Dzięki temu zdążyłem zauważyć dziś, jak słońce przemyka przez liście. Jak rosa błyszczy na pajęczynie. Jak trzmiel drapie się po głowie.
Mania spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Ale… to przecież takie nudne! Nic się nie dzieje!
Ślimak uśmiechnął się.
– Właśnie wtedy dzieje się najwięcej. Tylko trzeba to zobaczyć. A żeby zobaczyć – trzeba mieć czas.
Mucha spojrzała na jego muszlę. Była piękna – miała złote plamki od promieni słońca i kroplę rosy, która błyszczała jak klejnot.
– Nigdy tego nie widziałam… – szepnęła Mania.
– Bo zawsze byłaś już gdzieś dalej – odpowiedział ślimak łagodnie. – A może dziś po prostu posiedzimy razem i popatrzymy, co dzieje się dookoła?
Mania skinęła głową. Po raz pierwszy od bardzo dawna nigdzie się nie spieszyła.
Następnego dnia mucha obudziła się i… nie poleciała od razu. Przysiadła na brzegu liścia i popatrzyła na świat. Słońce było ciepłe, a rosa połyskiwała jak drobne klejnoty. Tego dnia po raz pierwszy od dawna Mania nie spieszyła się nigdzie. Przysiadła tu i tam, rozmawiała z kwiatami i słuchała śpiewu ptaków.
– Może nie muszę być wszędzie – szepnęła. – Może wystarczy być tu. Teraz.
I właśnie wtedy poczuła coś, czego wcześniej nie znała. Spokój. I radość z bycia tu i teraz.
Od tamtego dnia Mania dalej była ciekawa świata, ale już nie spieszyła się tak bardzo. Bo zrozumiała, że świat nie ucieka. A najpiękniejsze rzeczy dzieją się wtedy, gdy mamy czas, by je zauważyć.
Dobranoc, maluchu. Śnij spokojnie i pamiętaj: czasem warto się zatrzymać.